Przedstawiamy Państwu rozmowę z radnym miasta Gdyni Ireneuszem Trojanowiczem, wybranym do Rady Miasta Gdyni z listy Ruchu Miejskiego Wspólna Gdynia.
Minęły dwa lata pańskiej obecności w gdyńskiej radzie miasta. Jak Pan podsumowałby ten okres?
Był to niewątpliwie bogaty czas w nowe doświadczenia przede wszystkim w zakresie funkcjonowania miasta. Miałem doświadczenie radnego dzielnicy, teraz, z jednej strony mogę zobaczyć to co dzieje się z pozycji mieszkańca, a drugiej strony popatrzeć jak włodarze i urzędnicy miasta próbują rozwiązywać różne sytuacje, które mają miejsce w Gdyni. Pierwszy rok to nauka i poznawania zasad funkcjonowania, drugi to już spokojna kontynuacja. Nie jest to łatwe, gdy się jest radnym bez klubu, bez wsparcia innych radnych, ale nie zamierzam narzekać. Oczywiście, gdyby było nas więcej, byłoby znacznie łatwiej podzielić się tematami, zadaniami i wiedzą.
Na ogół podczas wyborów to opozycja wygrywa licytacje na obietnice. W Gdyni było inaczej – dwa lata Samorządność zasypała wręcz gdynian swoimi deklaracjami, obiecując niemalże wszystko wszystkim. Jak Pan ocenia ich wykonanie po dwóch latach, szczególnie z perspektywy dzielnic północnych? Jest zauważalny ruch inwestycyjny w kluczowych kwestiach?
Aby spojrzeć na wyborcze obietnice, warto spojrzeć na propozycje budżetowe obecnej kadencji. Kiedy miałem okazję na forum Rady Miasta wypowiedzieć się na ich temat, to pozwoliłem sobie nadać tytuły każdemu z nich począwszy od roku 2020. I tak pierwszy z nich, w którym można było dostrzec wiele ciekawych propozycji nazwałem „budżetem nadziei”, kolejny był już „budżetem stagnacji” zaś obecny to „budżet przetrwania”. Co ciekawe, że wiele inwestycji z pierwszego budżetu możemy zobaczyć ponownie w bieżącym. Oczywiście inwestycje te nie były planowane na jeden rok, ale rozłożone na dłuższy czas to mimo to bardzo często na kolejnych sesjach wnoszone poprawki powodowały przesunięcia tych inwestycji, a przynajmniej jego jakaś znaczna część na kolejny rok. Nie ma wielkiej dynamiki inwestycyjnej, a już z całą pewnością nie widać jej w północnej części Gdyni. Jeśli nawet na początku miałem pewne nadzieje, związane z nową kadencją, nową energią, to już niewiele po nich zostało. Ta ekipa ożywia się tylko podczas kampanii. To bardzo przykre.
Jak Pan myśli, dlaczego w takich tematach tak bardzo wyczekiwanych przez mieszkańców jak budowa lodowiska czy powstanie bezkolizyjnego przejazdu przez tory na wysokości Hutniczej, nadal panuje stagnacja? Jest jakieś racjonalne wytłumaczenie? Czy zna Pan powody?
Trudno znaleźć mi jakiekolwiek wytłumaczenie, być może włodarze miasta mają jakieś powody, które niestety oficjalnie nie są przedstawiane opinii publicznej. Być może brakuje pewnej jednoznacznej wizji w wielu miejskich przestrzeniach. Niedawno opublikowałem post na FB, który również wykorzystała jedna z wybrzeżowych gazet, a wcześniej przekazałem swoje spostrzeżenia prezydentowi. Post dotyczył komunikacji do północnych dzielnic Gdyni. Niestety odpowiedzi nie otrzymałem. Również kwestia wizji wspomnianego lodowiska, której najpierw rządząca ekipa na sesji budżetowej w 2019 roku zaciekle broniła, po czym miesiąc później wprowadziła zmiany zdejmując tą inwestycji z budżetu, gdyż pojawiła się inna wizja, a w obecnym budżecie niestety praktycznie jej nie mamy. Natomiast przejazd nad torami ewentualnie tunel na ul. Puckiej do ul. Chylońskiej tłumaczony jest brakiem porozumienia z władzami PKP PLK. Niestety najczęściej opóźnienie jakiś inwestycji, czy ich brak, właśnie tłumaczone są w ten sposób, że to nie my jesteśmy za to odpowiedzialni. Słowem: władze miasta są pełne szczerych chęci, niestety mroczny i złośliwy świat niezwykle utrudnia im działanie. Niestety, ale nierealizowanie kluczowych gdyńskich inwestycji to poważne obciążenie tej ekipy, fundamentalne dla jej oceny. Jako pedagog wystawiłbym słabą trójkę.
Jest jeden temat, w którym zdanie mieszkańców i ich oczekiwanie jest wyjątkowo spójne: chodzi o Polankę Redłowską i jej funkcje publiczne, związane z rekreacją. Tu akurat z niezwykłym uporem prezydent forsuje rozwiązania całkowicie sprzeczne z oczekiwaniami mieszkańców, zupełnie nie przejmując się ich propozycjami i zaangażowaniem. Czy wie Pan, z czego to wynika?
Trudno mi jest wywnioskować, dlaczego Pan prezydent podejmuje takie decyzje, z jednej strony niby pragnie wysłuchać głosu mieszkańców organizując debaty z mieszkańcami, gdzie jednoznacznie słyszymy propozycję, aby to miejsce było przestrzenią w całości ogólnodostępną dla gdynian. A następnie niestety ten spójny i donośny głos jest pomijany w koncepcji jaką przedstawia miasto w swoich planach na jej zagospodarowanie. Można odnieść wrażenie, że te spotkania robione są dla własnego PR-u, że oto urząd zaprasza mieszkańców do tworzenia miejskiej przestrzeni, ale i tak od startu wie, że wprowadzi swój pomysł. I to nie jest tylko kwestia Polanki Redłowskiej, ale chociażby wcześniej wspomnianego lodowiska czy decyzji o reformie gdyńskiego szkolnictwa. Niezrozumiałe poczucie monopolu na wiedze i trafne decyzje i utrata słuchu społecznego to bardzo niebezpieczny dla Gdyni zestaw.
Czy zna Pan powody i cele ciągłego wzrostu zadłużenia Gdyni? Z zewnątrz wygląda to niepokojąco, tym bardziej, że nie widać szerokiego frontu inwestycji, który mógłby to tłumaczyć.
Kiedy radni opozycji zadają to pytanie, bardzo często słyszymy odpowiedź, że trzeba pokryć koszty związane z funkcjonowaniem miasta, wiele dokładamy do oświaty, że obecna władza w Polsce nie pomaga samorządom a wręcz odcina różne możliwości dochodów miejskich. Inwestycje, które proponuje miasto, są w większości w fazie projektów, a większe takie jak węzeł Karwiny czy Chylonia trochę się przeciągają. Na pewne zadania brakuje pieniędzy, ale ja nie widzę w ogóle prób oszczędzania na tematach, w których jest to możliwe. Mam również wrażenie, że niestety nie wykorzystujemy jako miasto tego momentu, który obecnie mamy, czyli rozwój infrastruktury Portu i jego rozwój. Gdynia, która za chwilę będzie obchodziła swoje setne urodziny, tak naprawdę powstała i funkcjonuje dzięki portowi i myślę, że to co wydarzyło się 100 lat temu właśnie teraz się powtarza. Warto to wykorzystać.
Jednym z waszych postulatów była odbudowa podmiotowości rady miasta. Czy uważa Pan, że w tej kadencji jest lepiej, czy niepokojące zjawiska się nasilają? Z zewnątrz widać absolutny rekord, czyli rezygnacje z mandatu radnego przez 8 osób, a to podobno ta liczba może niedługo wzrosnąć. Czy czuje Pan, że rada miasta w Gdyni jest realnym forum dialogu i decyzji?
W radzie miasta jestem po raz pierwszy, a więc do końca nie mam możliwości porównania, jak wyglądało to w poprzednich kadencjach. Na pewno jest to zastanawiające, kiedy z początkowego składu rady, który został wybrany przez naszych mieszkańców w ciągu 2 lat rezygnuje prawie połowa radnych zwycięskiego ugrupowania. Poza tym były to osoby mające swoje doświadczenie w pracach i funkcjonowaniu rady. Można odnieść takie wrażenie, że ich start w wyborach miał na celu tylko zdobycie jak największej ilości głosów dla całego ugrupowania. Oczywiście nie umniejszam tutaj pracy swoich kolegów i koleżanek radnych, które zastąpiły ich w tej roli.
Natomiast jeżeli chodzi o dialog, to trudno zauważyć taką chęć ze strony ekipy rządzącej. To można zobrazować w ten sposób, że gospodarz, który decyduje o swoim gospodarstwie (oczywiście jest to jego prawo) i uważa, że on ma zawsze racje, nie słucha propozycji np. sąsiada, który na pewne rzeczy w jego gospodarstwie widzi z innej perspektywy, a może się okazać, że pomysł sąsiada będzie ciekawszy i pozwoli na rozwiązanie zaistniałego problemu. Ale gospodarz przez swój upór nie chce przyznać racji sąsiadowi. Dopiero po pewnym czasie realizuje ten pomysł przedstawiając go jako swój. Tylko dam taki przykład z naszego gospodarstwa gdyńskiego: parki kieszonkowe czy pierwszy woonerf na ul. Abrahama, którego autorów pominięto nawet na otwarciu inwestycji.
Co w temacie dialogu i partycypacji? Jak Pan ocenia atmosferę i działania wokół rad dzielnic, budżetu obywatelskiego, petycji, obywatelskich projektów uchwał? Czy sprawdza się dyskusja wokół raportu o stanie miasta? Wiele osób pamięta zirytowaną przewodniczącą rady uniemożliwiającą wypowiedź mieszkańcowi niezadowolonemu z prób narzucenia decyzji o likwidacji SP 52 na Grabówku…
Pytanie bardzo rozległe i trudno tu krótko nawet odnieść się do zawartych w pytaniu zagadnień. Zacznę może od raportu. Kiedy mieliśmy okazję po raz pierwszy uczestniczyć w takiej dyskusji w roku 2019, to miało się wrażenie, że osoby, które wypowiadały się na tematy związane z funkcjonowaniem miasta były wcześniej zaproszone do tej dyskusji, bo wypowiadały właściwie same dobre rzeczy, miało się wrażenie, że żyjemy w mieście bez problemów. Ostatnia debata, która wspominana jest w pytaniu była całkiem inna, mimo że wypowiadało się tylko czterech mieszkańców potrafiących ukazać te miejsca, w których miasto tak naprawdę niedomaga. Myślę, że ukazanie tych problemów spowodowało wiele emocji, które towarzyszyły tej sytuacji.
Jeżeli chodzi o Rady dzielnic to można odnieść wrażenie, że weszła tam biurokracja, „papierologia”. Mam okazje mieć stały kontakt z radami północnych dzielnic Gdyni i widzę ich prace, a szczególnie zarządów. Każda, nawet najmniejsza decyzja musi być przegłosowana, uchwalona, przesłana do biura rad dzielnic i tam zatwierdzona, aby nabrała mocy. Warto by było pochylić się nad statutami rad. Obecnie obowiązujące, były przyjęte w bardzo szybkim czasie i nie do końca precyzują prace rady, dlatego też sprawiają wiele kłopotów zarządom w ich funkcjonowaniu. Uchwalając te statuty była mowa o tym, że będziemy pracować nad jej zmianami. Owszem próbuje się powołać grupę roboczą, która miałaby przygotować zmiany. Każda rada dzielnicy miała zgłosić swojego przedstawiciela do tej grupy, ale uważam, że ten zespół składający się z blisko 30 osób jest zbyt duży do opracowania zmian w statutach. Powinno stworzyć się zespół góra 10 osób, w których mogliby się znaleźć przedstawiciele np. rad dzielnic, komisji samorządności lokalnej, prawników.
Jak Pan ocenia możliwości pracy w radzie opozycji? Czy macie okazje skutecznego zgłaszania uwag? Czy wasze postulaty są brane pod uwagę? Czy czujecie się traktowani podmiotowo? Czy macie dostęp do kluczowych informacji?
Już wcześniej wspominałem o zgłaszanych zapytaniach przez radnych opozycji i odpowiedziach, jakie otrzymywaliśmy. Również wybory przedstawicieli rady miasta do różnych funkcji reprezentacyjnych są tu dobrym przykładem, jak traktuje się opozycję. Już w otrzymanych materiałach i uchwałach jeszcze przed głosowaniem wpisywane są osoby, które mają być przedstawicielami rady i oczywiście są to radni tylko z jednego klubu. Choć na ostatniej sesji udało się dzięki współpracy całej opozycji zmienić taki sposób wyłaniania kandydatów i inne kluby będą przynajmniej mogły zgłaszać swoich. Choć nie ukrywam nie ma co liczyć, że ten kandydat będzie miał szanse być wybranym. Tak samo na początku kadencji, kiedy tworzone były komisje niektórzy radni Samorządności pełnili funkcje przewodniczącego i wiceprzewodniczącego w dwóch komisjach, co było niezgodne ze statutem miasta. A jak się zdarzył, chyba nieświadomy wybór przez członków jednej z komisji, że na stanowisko wiceprzewodniczącej została wybrany radna opozycji, to po miesiącu szybko i bezceremonialnie został zdymisjonowana, nie baczono nawet na jej wysoką ciążę upokarzając ją.
Jak Pan ocenia atmosferę i sposób podejmowania decyzji w sprawie medali Kwiatkowskiego za wybitne zasługi dla Gdyni?
Szkoda, że nie jest to przestrzeń, która mogłaby łączyć radnych zamiast dzielić i mogłaby dać świetną okazje do mądrej rozmowy o Gdyni i ludziach.
Brak rzetelnej dyskusji, nie mówiąc już o wniosku kandydatów z 2019 składanym przez klub radnych Samorządności niemalże bez uzasadnienia, nie prowadzi nas do wspomnianej wcześniej przestrzeni. Potwierdzeniem tego jest to co wydarzyło się przy tegorocznych nominacjach, gdzie dla swoich kandydatów radni SWS zmienili regulamin, który stanowi część Statutu Miasta. Coś naprawdę dobrego i ważnego, używane jest do partykularnych celów. Zupełnie nie mogę zrozumieć, co by się stało, gdyby w sprawach medalu szukać porozumienia w radzie, zamiast iść siłowo. Chyba po prostu Samorządność już tak nie umie – ma większość, więc „włącza walec” i jedzie.
Co przez te dwa lata postrzega Pan jako najważniejsze w swojej pracy?
Na pewno zdobyte nowe doświadczenie w zakresie funkcjonowania miasta. Inaczej widzę będąc radnym tryb jego pracy, a przede wszystkim podejmowanie wielu decyzji, które niejednokrotnie nie są łatwe, bo trzeba na nie patrzeć z perspektywy funkcjonowania całego miasta. Trzeba być uważnym, trzeba słuchać i mieć dużo pokory. Uważam też, że poznanie wielu nowych ludzi związanych z naszym miastem jest dla mnie cenne, jak również to, że to ja mogę być potrzebny innym pełniąc zadanie radnego miasta. Dlatego pragnę podziękować tym wszystkim osobom za dzielenie się swoim doświadczeniem, słowem i czasem.
Dziękujemy za rozmowę